Życie Regionu: Jakie emocje towarzyszyły Wam w chwili, gdy dowiedzieliście się, że zostaliście wicemistrzami świata?
Emocje były ogromne! W ostatniej konkurencji nawigacyjnej startowaliśmy w pierwszej grupie. Po naszym locie czuliśmy, że poszło nam dobrze i że mamy realną szansę na podium. Potem pozostało już tylko czekać na wyniki ścisłej czołówki – a to były naprawdę długie minuty pełne napięcia.
Z każdym powrotem kolejnych załóg nasza pozycja się umacniała – z czwartego miejsca zaczęliśmy stopniowo piąć się w górę. Najpierw wiedzieliśmy, że pokonaliśmy Czechów (Lukáša Behoúnka i Krzysztofa Bobka), co dało nam pewność, że jesteśmy już na podium. Chwilę później wydarzyła się niespodzianka – Michał Bartler i Oleksandr Balytskyi, którzy byli wiceliderami i mieli ogromne szanse na złoto, polecieli słabiej i spadli na piątą pozycję. Decydujący moment przyszedł, gdy z trasy wrócili Marcin i Joanna Skalik. Wiedzieliśmy wtedy, że polecieli gorzej od nas – i to właśnie przesądziło, że zostaliśmy wicemistrzami świata!
To była prawdziwa huśtawka emocji – od niepewności, przez nadzieję, aż po eksplozję radości i dumy. Cieszyliśmy się również z efektu ogromnej pracy, która doprowadziła nas do tego sukcesu.
ŻR: Latanie rajdowe to dyscyplina wymagająca ogromnej precyzji – co było dla Was największym wyzwaniem podczas mistrzostw w Ferrarze?
W lataniu rajdowym ideałem jest wynik 0 punktów karnych – każdy błąd oznacza karę, a im poważniejszy, tym więcej punktów tracimy. Największym wyzwaniem podczas mistrzostw w Ferrarze było więc utrzymanie maksymalnego skupienia i koncentracji przez cztery dni rywalizacji, po blisko dwie godziny lotu dziennie.
Wiedzieliśmy, że nawet chwila nieuwagi mogłaby zakończyć się wysoką karą punktową i przekreślić nasze szanse na podium. Dlatego kluczowe było, by każdy lot był równy i precyzyjny – od startu aż do lądowania.
ŻR: Jak wygląda Wasze przygotowanie do takich zawodów – od treningów nawigacyjnych po współpracę w kokpicie?
W tym roku naprawdę solidnie przygotowywaliśmy się do Mistrzostw Świata. W Polsce mieliśmy świetnie ułożony kalendarz – aż osiem konkurencji nawigacyjnych, w tym jedną imprezę ogólnopolską oraz Rajdowe Mistrzostwa Polski w Radomiu. Szczególnie te ostatnie były dla nas niezwykle wartościowe, bo trasy przygotowała doświadczona i utytułowana załoga – Bolesław Radomski i Darek Lechowski. Mogę śmiało powiedzieć, że pod względem trudności te zawody były nawet bardziej wymagające niż same mistrzostwa świata.
Jeśli chodzi o współpracę w kokpicie – to absolutna podstawa. Latamy razem już od siedmiu lat, co sprawia, że rozumiemy się niemal bez słów. Nasze procedury są dopracowane do perfekcji, dzięki czemu możemy minimalizować błędy i w pełni skupić się na lataniu.
ŻR: W zawodach aż pięć polskich załóg znalazło się w czołowej dziesiątce. Skąd bierze się tak wysoki poziom polskiego latania rajdowego?
Polskie latanie rajdowe ma naprawdę niezwykłą tradycję. Już w 1978 roku, podczas drugich Mistrzostw Świata, załoga Witold Świadek i Andrzej Korzeniowski zdobyła tytuł wicemistrzów świata. Od tamtej pory – z wyjątkiem jednego roku (MŚ 2023 we Francji) – Polacy nieustannie stawali na podium.
To ogromny dorobek sportowy, budowany przez kolejne pokolenia mistrzów, od których mogliśmy się uczyć i czerpać doświadczenie. Do tego dochodzi silna rywalizacja krajowa – Rajdowe Mistrzostwa Polski często żartobliwie określamy mianem „małych mistrzostw świata”, bo poziom jest tam niezwykle wysoki.
Dzięki temu wszystkiemu mamy dziś bardzo silną i utytułowaną reprezentację, która regularnie walczy o najwyższe miejsca na świecie.
ŻR: Jak dzielicie się zadaniami w załodze i co według Was jest kluczem do dobrej współpracy w powietrzu?
W naszej dyscyplinie podział ról jest bardzo precyzyjny. Nawigator odpowiada za prawidłowe wyznaczenie trasy i perfekcyjne opisanie jej na mapie. Pilot natomiast musi tę trasę przelecieć możliwie idealnie i w dużej mierze zajmuje się również identyfikacją obiektów na ziemi.
Kluczem do sukcesu jest absolutna współpraca – tu nie ma miejsca na niedociągnięcia czy zbędne dyskusje. Każda sekunda w powietrzu jest cenna, dlatego oboje musimy być w pełni skupieni na zadaniu. Gdy każdy dokładnie wie, za co odpowiada, a procedury są dopracowane, słowa stają się prawie zbędne – wszystko dzieje się płynnie i naturalnie. To właśnie jest tajemnica dobrej załogi.
ŻR: Co czujecie, reprezentując Polskę na tak prestiżowych zawodach?
Dumę, ekscytację i presję. To chyba miks emocji, który towarzyszy każdemu sportowcowi podczas tak ważnych imprez.
ŻR: Jakie macie sportowe plany i marzenia po tym sukcesie – czy celem jest teraz złoto?
Naszym największym marzeniem od zawsze było złoto mistrzostw świata. Zwycięzcy otrzymują puchar przechodni, na którym wyryte są nazwiska mistrzów – dziś widnieje tam już dwanaście polskich załóg. Dołączenie do tego grona byłoby dla nas najwyższym wyróżnieniem.
Ten puchar ma dla nas także wymiar rodzinny i symboliczny – widnieje na nim nazwisko naszego taty, Zbigniewa Chrząszcza, który wspólnie z Januszem Darochą zdobywał złoto aż pięciokrotnie. Jego sukcesy są dla nas ogromną inspiracją, dodają nam wiary i dosłownie skrzydeł w dążeniu do kolejnych zwycięstw.
ŻR: Co poradzilibyście młodym pilotom, którzy marzą o karierze w lataniu rajdowym?
Zdecydowanie zachęcamy młodych pilotów do spróbowania swoich sił w regionalnych zawodach samolotowych. W każdym sezonie jest kilka takich okazji, a my zawsze staramy się wspierać uczestników zarówno merytorycznie, jak i – w przypadku najlepszych załóg – również sprzętowo.
Ogromnie cieszy nas, gdy młodzi piloci podejmują wyzwanie, bo to najlepsza droga do doskonalenia umiejętności lotniczych. Trzeba przygotować się na sporo cierpliwości i wytrwałości, jak w każdym sporcie, lecz satysfakcja i rozwój, jakie daje latanie rajdowe, są naprawdę bezcenne.
fot. archiwum własne





