Raków Częstochowa znów wrócił z Krakowa w kiepskich nastrojach. Stadion przy Kałuży, od lat przeklęty dla częstochowian, ponownie okazał się miejscem sportowej katastrofy. Drużyna Marka Papszuna nie tylko przegrała z Cracovią 0:2, ale przede wszystkim zaprezentowała się tak, jakby zapomniała, na czym polega gra w piłkę. Przez niemal całe spotkanie nie potrafiła oddać choćby jednego celnego strzału na bramkę „Pasów”.
POZORNA DOMINACJA
Początek spotkania dawał złudną nadzieję. Raków dłużej utrzymywał się przy piłce, próbował grać cierpliwie i kontrolować tempo. Na ekranach statystyków wyglądało to, jak dominacja, a w praktyce była to jedynie iluzja. Bo gdy piłka zbliżała się do pola karnego Cracovii, wszystko się kończyło. Znowu brakowało ruchu, odwagi, pomysłu i lidera, który wziąłby ciężar odpowiedzialności na siebie. Gospodarze spokojnie czekali, aż goście wpadną w sidła, po czym jednym podaniem, wobec szkolnego błędu defensywy w ustawieniu rozrywali całą układankę Papszuna.
SPOKÓJ CRACOVII
W 33 minucie Raków sam sobie podłożył nogę. Błąd Bogdana Racovițana, źle obliczył lot piłki, która „przeszła go jak młodzika”. Wykorzystał to Filip Stojilković, który błyskawicznie pomknął w kierunku bramki, a następnie celnym podaniem przecinającym pole bramkowe obsłużył Martina Mincheva. Bułgar zrobił to, co do niego należało, prosty strzał do pustej bramki i Cracovia prowadziła 1:0. W tej sytuacji nie popisali się również Trelowski, a przede wszystkim Amorim, który pozwolił by piłka przeszła obok niego. Trójka graczy Rakowa w polu karnym Repka, Amorim i Struski obserwowała pogoń Racovitana, nie zwracając uwagi na to, co robi i gdzie się znajduje Minchev. Raków po tej akcji wyglądał tak, jakby ktoś odciął mu prąd.
Przerwa niczego nie zmieniła. Druga połowa była niestety kiepską kopią pierwszej z tą różnicą, że Cracovia dorzuciła jeszcze jeden cios. W 51 minucie znów poszła szybka kontra. Bramkę na swoim koncie może śmiało zapisać sobie Apostolos Konstantopoulos. Błąd w przyjęciu piłki na przedpolu Cracovii zakończył się prostą startą i szybka kontrą Mincheva. Po rykoszecie, który dość przypadkiem trafił do Mauro Perkovicia, Konstantopoulos miał szansę naprawić swój błąd, jednak zwodem naraz poradził sobie z nim Perković, a nogi nie zdążył dostawić delikatny wczorajszego wieczoru Amorim. W tej sytuacji Perković mógł zrobić tylko jedno, precyzyjnym strzałem nie dać szans Kacprowi Trelowskiemu. Tym sposobem mieliśmy 2:0 i patrząc na grę Rakowa, było po meczu.
CHECK ENGINE
Raków próbował reagować, ale wyglądał, jak bokser po nokdaunie, niby na nogach, ale bez świadomości, w jakiej jest rundzie. Zmiany nie dały żadnego efektu, a z każdą minutą frustracja rosła. Jedyny celny strzał? W 87 minucie, kiedy Patryk Makuch uderzył wprost w Sebastiana Madejskiego. Trudno to nawet nazwać próbą.
Po meczu trener Marek Papszun nie szukał wymówek:
– Cracovia wygrała zasłużenie, a my im to mocno ułatwiliśmy. Przygotowaliśmy się na ich kontry i stałe fragmenty, a mimo to właśnie po takich akcjach straciliśmy bramki. Brakowało nam pewności siebie, zdecydowania, jakości z piłką – przyznał szkoleniowiec.
Trudno się z nim nie zgodzić. Raków wyglądał jak zespół kompletnie rozregulowany po przerwie reprezentacyjnej. Jeszcze niedawno seryjnie wygrywał i nie tracił bramek, a teraz był cieniem samego siebie. Pieńko, błyszczący w kadrze U-21 przeciwko Czarnogórze i Szwecji, w Krakowie był tylko bladym wspomnieniem tamtego zawodnika. Polscy piłkarze Rakowa sprawiali wrażenie, jakby obecność selekcjonera Jana Urbana na trybunach powiązała im nogi.
Cracovia natomiast rozegrała mecz niemal idealny. Agresywna, zdyscyplinowana, z planem i determinacją, utrzymała status niepokonanej u siebie.
Częstochowianie tymczasem oblali poważny test przed kluczowym fragmentem sezonu. Jeśli Raków faktycznie chce walczyć o czołówkę i europejskie puchary, takie mecze jak ten, są po prostu niedopuszczalne. To już piąta porażka w lidze. Dokładnie tyle samo, ile w całym mistrzowskim sezonie 2022/23. Granica błędów została przekroczona.
ZAPAŚĆ PRZED LIGĄ KONFERENCJI?
Zespół Papszuna traci nie tylko punkty, ale też pewność siebie. W czwartek Raków zagra w Lidze Konferencji z Sigmą Ołomuniec i jeśli nie nastąpi błyskawiczna poprawa, europejskie marzenia mogą skończyć się równie szybko, jak sobotni wieczór w Krakowie. Przy Kałuży Raków nie tyle przegrał, ile po prostu… popłynął.
Cracovia – Raków Częstochowa 2:0 (1:0)
Bramki: 1:0 Martin Minchev (33’), 2:0 Mauro Perković (51’)
(DB)
Foto: damian.bachniak.photography