Łukasz Żygadło to postać, której nie trzeba nikomu przedstawiać. Siatkarz pochodzący z Sulechowa, który pierwsze kroki stawiał w miejscowym Orionie. Grał w lidze polskiej, greckiej, tureckiej, rosyjskiej, włoskiej, irańskiej oraz katarskiej. Przez wiele lat stanowił o sile reprezentacji Polski na pozycji rozgrywającego. Dwukrotny zdobywca Pucharu Polski, złoty medalista Mistrzostw Polski z AZS-em Częstochowa, trzykrotny zwycięzca Ligi Mistrzów. W biało-czerwonych barwach m.in. złoty medalista Ligi Światowej, wicemistrz świata z 2006 roku czy brązowy medalista Mistrzostw Europy z 2011 roku. Od dwóch sezonów dyrektor sportowy w zespole Steam Hemarpol Norwid Częstochowa.
ŻR: Panie Łukaszu na początek chciałbym, aby Pan przybliżył nam nieco specyfikę pracy dyrektora sportowego w siatkówce. Mam wrażenie, że chociażby w piłce nożnej bardzo dużo mówi się właśnie o tej posadzie, a w siatkówce to jeszcze nie do końca znajomy temat. Czy trudno było zamienić strój siatkarski na ten przysłowiowy „garnitur”?
ŁŻ: Z racji tego, że w swojej karierze grałem na pozycji rozgrywającego, już wcześniej byłem odpowiedzialny w niektórych sytuacjach za dobieranie zawodników. Dzięki temu, że grałem w wielu klubach, w wielu krajach, znam wiele osób. Generalnie pozycja rozgrywającego determinuje do większego myślenia nad strategią gry zespołu. To doświadczenie zdobyte przez lata na siatkarskich parkietach pozwoliło mi dość płynnie wejść w rolę dyrektora sportowego. Nie ukrywam też, że jestem taką osobą, dla której nie tylko siatkówka była w głowie, robiłem też wiele innych rzeczy i to wszystko zbierając w całość, pomaga mi w aktualnej pracy.
ŻR: Jest to Pana drugi sezon w Norwidzie Częstochowa. Poprzedni sezon był szczęśliwy, bo drużyna utrzymała się w PlusLidze, a śledząc tę ligę od wielu lat, można powiedzieć, że beniaminek często po jednym sezonie wracał do I ligi. Ten sezon, jeżeli chodzi o personalia, to kompletnie inna drużyna. Czy od samego początku był taki zamysł, że trzeba tę drużynę wzmocnić praktycznie na każdej pozycji? Jak wyglądało budowanie tego składu?
ŁŻ: Ja z zespołem Norwida jestem już nieco dłużej, bo nieformalnie zacząłem ich wspierać już podczas gry w I lidze. Faktycznie to mój drugi sezon na tym stanowisku, z tym że tak naprawdę pierwszy, kiedy decydowałem o personaliach. W poprzednim roku wspierałem klub bardziej od strony merytorycznej. Moim zdaniem rola dyrektora sportowego wybiega dużo dalej niż tylko budowa składu. Dla mnie to też umiejętność rozwiązywania wielu sytuacji, które zdarzają się w trakcie sezonu. Jak wiadomo, pracujemy na „żywym organizmie”, każdy ma inne potrzeby, problemy, więc to też ważna rola, aby każdy w zespole mógł czuć się swobodnie i nie musiał się martwić o sprawy pozasportowe. Do obecnego sezonu musieliśmy się dobrze przygotować, gdyż jest on wyjątkowy. Spadają w tym sezonie aż trzy drużyny, więc musieliśmy zrobić krok do przodu, aby podjąć rękawicę. Uznaliśmy, że zmiany są konieczne i faktycznie cały podstawowy skład został zmieniony.
ŻR: Trzeba przyznać, że było to posunięcie ryzykowne, ale na ten moment jak najbardziej się broni. Norwid jest jedną z rewelacji ligi i ma spore szanse na grę w fazie play-off po zakończeniu rundy zasadniczej. Czy taki właśnie był cel na ten sezon? „Bijemy się” o czołową ósemkę czy jednak nadrzędnym celem było utrzymanie w tym specyficznym sezonie?
ŁŻ: Ten zespół był budowany w różnych formatach. Oczywiście nie zawsze każdy transfer wypala, ale jak zaczęliśmy łączyć te „klocki” to zdawaliśmy sobie sprawę, że ta drużyna bardzo ciekawie wygląda. Było wiele niewiadomych przed sezonem, ale od samego początku mówiłem, czy to zawodnikom, czy prezesom, że naszym celem jest gra w play-offach. Dlatego też, że jeszcze jako zawodnik grałem w kilku klubach, gdzie nie zawsze byliśmy faworytem do wygrania ligi, ale zawsze tym celem numer jeden było zwycięstwo. Tam nikt się nie zastanawiał nad mniejszymi krokami, celem nadrzędnym było wygrywanie. W Częstochowie oczywiście nikt tu nie mówi o wygraniu mistrzostwa, ale zależy nam na tym, aby drużyna dobrze trenowała i później dobrze prezentowała się w PlusLidze. To jakie miejsce zajmiemy, tak naprawdę pokaże koniec sezonu.
ŻR: Na pewno cieszy Pana także frekwencja na Hali Sportowej Częstochowa. Aktualnie w tej kwestii Norwid jest w czołówce PlusLigi. Czy klub ma jeszcze jakieś asy w rękawie i możemy liczyć na „sold out”, chociażby w fazie play-off?
ŁŻ: To moje wielkie marzenie, żeby w tej fazie play-off wyprzedać wszystkie bilety. Oczywiście najpierw musimy się tam znaleźć, a dopiero dowiemy się, z kim ewentualnie zagramy. Już pokazaliśmy podczas meczu z Bogdanką LUK Lublin, że hala była wypełniona na tych trzech trybunach, które zwykle udostępniamy kibicom. Tutaj chciałbym też jasno podkreślić, że sami zawodnicy bardzo doceniają to, co dzieje się na trybunach w Częstochowie. Siatkarze podkreślali, że w takich meczach jak właśnie ten z Lublinem, czy wcześniejszy z Jastrzębskim Węglem, czy nawet niedawny z AZS-em Olsztyn, wygrali również dzięki wsparciu z trybun. To nam wszystkim dodaje chęci do tego, aby siatkówka w Częstochowie się rozwijała.
ŻR: Na koniec nie mogę nie zapytać o transfery. Siatkówka to dość specyficzny rynek, tutaj już podczas pierwszej rundy zasadniczej nie brakuje plotek na temat transferów na przyszły sezon. Norwid wysłał jasny sygnał do całego środowiska siatkarskiego, że poważnie myśli o regularnej grze na wysokim poziomie. Mowa tutaj oczywiście o przedłużeniu kontraktu z czeskim atakujący Patrikiem Indrą. Czy w gabinetach trwają już ruchy mające na celu wzmocnienie drużyny na kolejny sezon?
ŁŻ: Na pewno muszę się odnieść do samego terminu transferów. Marzeniem wielu byłoby, aby te ruchy transferowe zaczynały się dopiero po Pucharze Polski, ale niestety rzeczywistość jest inna. Tak naprawdę teraz już przed końcem pierwszej rundy trzeba pracować pełną parą, aby budować zespół na przyszły sezon. Przedłużenie kontraktu z Indrą to był impuls dla naszych kibiców, ale też dla zawodników Norwida, którym proponujemy nowe umowy lub których chcemy pozyskać. Pracujemy nad tym, żeby ten zespół był równie ciekawy. Wiele czynników musi się na to złożyć, przede wszystkim dostępność zawodników oraz możliwości finansowe klubu. Koniec końców chciałbym, aby trzon drużyny został utrzymany, a cała drużyna była jeszcze mocniejsza.