Stunt Riding to ekstremalna dyscyplina motocyklowa polegająca na wykonywaniu akrobacji na motocyklu. Stuntmani, czyli osoby uprawiające ten sport, wykonują szereg skomplikowanych manewrów, które wymagają niezwykłej precyzji, równowagi i siły. O swojej pasji do tego sportu opowiada Patryk Kwec.
Jak się to wszystko zaczęło?
- Cała historia zaczęła się, kiedy byłem jeszcze dzieckiem i potrafiłem już dobrze jeździć na rowerze. Wtedy jeszcze na 2 kołach. Zwykła jazda szybko się znudziła i szukałem sposobu na jej urozmaicenie. Pamiętam, że jadąc gdzieś na tylnym fotelu samochodu, zobaczyłem gościa jadącego rowerem na jednym kole na całkiem sporym dystansie. Wydawało mi się to wtedy niemożliwe do osiągnięcia. Jak można się domyślić, po powrocie do domu złapałem za rower i zacząłem próbować samemu. Chwilę to zajęło, ale nauczyłem się. Z tym, że ciągle towarzyszył mi jeden problem – po przejechaniu 100-200 m spadałem do tyłu. Szukałem rozwiązania i znalazłem – tylny hamulec. Z jego pomocą w pełni mogłem kontrolować rower. Od tego momentu dystanse rzędu 1-2km na jednym kole były na porządku dziennym. I tak sobie śmigałem, czas leciał. Aż pewnego dnia trafiłem na filmik w internecie. Okazało się, że istnieje coś takiego jak STUNT. Chłopaki jeździli na rowerach/motocyklach wywijając przy tym przeróżne triki. Od tego momentu wszystko potoczyło się lawinowo. Po szkole, każde popołudnie spędzałem na boisku mojej podstawówki SP15 na zmianę próbując nowych rzeczy i oglądając filmy czego jeszcze mogę się nauczyć. Wtedy już wiedziałem, że STUNT pochłonął mnie bez reszty. W roku 2013 zakładam fanpage na Facebooku. W 2014 roku zaczynam wrzucać swoje filmy do internetu. Rok 2015 i pierwsze zawody Polish Stunt Cup w Radomsku. Zajawkowicze z całej Polski zebrali się w jednym miejscu, aby wspólnie spędzić ten weekend. Celowo nie mówię „konkurować” ponieważ dla mnie i myślę dla innych również był to ogromny przywilej aby razem pojeździć, pogadać i po prostu żyć tym sportem. Na co dzień trenuję sam, więc było to coś fajnego. Zająłem 7 miejsce na 16 zawodników biorących udział. Z wyniku nie byłem ani dumny, ani rozczarowany. Czułem, że po prostu na takie miejsce zasługuje moja jazda. Resztę roku 2015 spędziłem wciąż trenując na rowerze, lecz w środku coraz mocniej czułem chęć i potrzebę przesiadki na motocykl. I udało się! W 2016 roku kupuję Honde CBR 125. Motocykl w pełni przystosowany do tego typu jazdy. Wprowadzam delikatne poprawki, lakieruje motocykl w swoje czarno-zielone barwy i od lipca zaczynam treningi. Zajawka sięga zenitu, jestem mega szczęśliwy, że udało mi się osiągnąć cel – Stunt na motocyklu. W międzyczasie w różnych miastach Polski trwa seria zawodów. Daje to motywację do treningów, ale również wyzwala presję, aby być po prostu jak najlepszym.
W połowie 2017 roku kiedy już było widać efekt moich systematycznych treningów jadę na zawody do Kielc. Mieszanka szczęścia, presji i motywacji. Daje dwa dobre przejazdy, które usytuują mnie na 4 miejscu z 9 zawodników w mojej klasie (motocykle do 500cm pojemności), z niewielką stratą do 3 miejsca. Emocje opadają, a ja mimo wewnętrznego żalu, że otarłem się o „pudło” czuje przepotężną satysfakcje. Na tydzień przed zawodami padł mi silnik. Tata przejechał ze mną pół Polski, aby kupić drugi. Motocykl został poskładany i odpalony 3 dni przed wyjazdem, a jeszcze w treningach przed kwalifikacjami zmagałem się z problemami technicznymi. „Jeszcze kiedyś przywiozę puchar”.
Po zawodach dalej trenuje i łapie duży progress, rośnie apetyt na więcej. Przychodzi rok 2018 i moja „18-stka” sprzedaje Hondę i dzień później w garażu pojawia się Kawasaki 636. 130 konny diabeł z tylną zębatką wielkości koła, gotowy aby wygrywać wszystkie zawody jakie istnieją. W głowie jedna myśl – „mistrz świata”. Niestety, większy motocykl = większe problemy. Miejsce w którym trenowałem 15 konną Hondą, nie nadaje się do jazdy ze względu na pobliskie zabudowania. Kawasaki nie ma ani jednej „zbędnej” lampy, aby poruszać się nią po drodze. Aby dojechać na lotnisko, które znajduje się ok 30km od mojego miejsca zamieszkania, za każdym razem muszę pożyczać busa od taty.
Mimo to, motywacja jest ogromna i po 3 treningach zaczynam całkiem dobrze „czuć” nowy motocykl. Niestety, „dorosłe życie” szybko zweryfikowało młodzieńczą pasję. Brak czasu, zwiększające się koszta, awaria samochodu, którego używałem do transportu na miejsce treningu, problemy z silnikiem w motocyklu…
Moja ambicja oraz presja, którą sobie nałożyłem spowodowały, że po 5 odbytych treningach pod koniec 2018 roku sprzedałem Kawasaki. Koniec ze Stuntem. A przynajmniej tak sobie wtedy myślałem…
Mijają 3 długie lata, które spędziłem głównie na obcowaniu z samochodami i wdrażaniu się w „Drifting”. Lecz podczas pewnego pokazu, kiedy mój samochód się popsuł coś we mnie pękło. „Przecież mógłbym tu teraz wskoczyć na moto”. Powiedziałem to dosyć ironicznie i nie dopuszczałem za bardzo do siebie takich myśli. Mijał dzień za dniem, a ja czułem narastającą potrzebę, aby z powrotem wskoczyć w siodło. Minął miesiąc, trafiła się okazja. Przejechałem 500km, wylądowałem w Gdańsku i jest! Honda CBR 600. Sam nie wierzyłem, że dzieje się to naprawdę i że wracam do gry. Ale, ale! Jak wspomniałem minęły 3 długie lata, odkąd ostatni raz „byłem w pionie”. To zbyt długi, stracony czas, aby kiedykolwiek, znów się liczyć na zawodach (jak się później okazało życie planowało inaczej).
2021, 2022, 2023 – trenuje mniej lub więcej, w zależności od możliwości, cieszę się ogromnie, że mogę dalej się spełniać w tym sporcie i trenować na takim motocyklu, co za czasów roweru było nieosiągalnym marzeniem. 3 lata przerwy pozwoliły mi „naprawić” głowę, nie mam żadnej presji i czerpie z jazdy czystą przyjemność.
Witamy w teraźniejszości 😉 Treningi w sezonie 24 zaczynam bardzo wcześnie, bo już w lutym. Kolejny szczyt marzeń zostaje osiągnięty – sponsorzy! Swoje wsparcie oferują ogromne firmy – ogólnopolska sieć sklepów „InterMotors” z filią przy ul. Równoległej 63b w Częstochowie oraz „Lakiernia Coloriage” mieszcząca się w Zalesicach przy ul. Długiej 22. W marcu jadę na pierwsze zawody dużym motocyklem. Kierunek Brno! 3 dni, 71 tysięcy widzów - 8 miejsce. Ogromnie się cieszę że jest mi dane być częścią tego wydarzenia.
Chwilę później kupuję drugi motocykl – niespodzianka. Honda CBR 125. Szybka przeróbka w obowiązkowe czarno-zielone barwy i kierunek Warszawa. Wystawiam swoje stoisko na targach motocyklowych Warsaw Motorcycle Show. 2 motocykle oraz rower. Tłumy zwiedzających, kilka fotek z fanami (słuchaczami) i dużo pozytywnej energii, która motywuje do działania.
Od kwietnia ruszam w Polskę z pokazami. Pod moim namiotem pojawia się driftowóz współgrający kolorystycznie z resztą sprzętów. W międzyczasie do „ekipy” dołączają kolejni sponsorzy – legendarny producent olejów „Castrol”, producent lakierów „Mavar” z Kalisza, oraz OSK „Safety Car”, dzięki którym w końcu mam wymarzone miejsce do treningów (z czym jest chyba największy problem w tym sporcie).
Największy „seattime” od 2017 roku za sprawą pokazów, zawodów i systematycznych treningów przekłada się na ogromny progress mojej jazdy. Dostaje nowy kask od firmy „InterMotors”, a „Lakiernia Coloriage” sponsoruje mój wyjazd na zawody do Budapesztu. To już brzmi jak spełnienie marzeń. Oddycham pełną piersią i żyje pełnią życia łapiąc każdą chwile spędzoną w stolicy Węgier. Kwalifikacje. Inne niż zwykle. 7 miejsce, spowodowane tragicznym wynikiem w konkurencji stoppie (jazda na przednim kole). Nie najlepsza opona oraz nierówność w asfalcie spowodowały uślizg przedniego koła. Nie poddaje się, lecz tracę nadzieję na dobry wynik. W godzinę po odbyciu swojego 5 minutowego przejazdu dostaje informacje, że po zsumowaniu punktacji zajmuje 3 miejsce w zawodach. Szok, euforia, satysfakcja, jeszcze raz szok i spełnienie marzeń.
Po 7 latach w końcu stanąłem na podium! A wydawało się, że nigdy miało mnie tu nie być…
Czuje, że cała ta przygoda dopiero nabiera „wiatru w żagle” i aż strach pomyśleć co przyniesie przyszłość!
Czyli taki był Twój start. Tego typu sport wymaga pewnie odpowiedniego przygotowania, zatem proszę zdradź nam, jak wygląda Twój co-dzienny trening? - Trenuję raz w tygodniu w niedzielę, choć chciałbym częściej. Zajeżdżam rano na plac i robię 15-30 minutowe sesje, trenując osobno poszczególne fragmenty jazdy. I tak do wieczora, lub dopóki nie braknie paliwa/skończy się opona.
Jakie umiejętności są najważniejsze dla stuntera?
- Powiedziałbym, że równowaga. Ale na to składa się praca gazem, hamulcem, ciałem. Organizacja tygodnia, a wręcz życia, aby móc trenować. W tym sporcie trzeba mieć wyobraźnie, respekt do maszyny, aby nie zrobić sobie krzywdy. Systematyczność i samozaparcie w dążeniu do celu są kluczem do sukcesu.
Tego typu jazda to musi być ogromy stres… Jak radzisz sobie z presją i rywalizacją na torze?
- Jedyna presja, jaką aktualnie odczuwam, to pragnienie usatysfakcjonowania sponsorów, którzy mi zaufali. Wspomniane 3 lata „wegetacji” uważam, że naprawiły moją głowę i na ten moment po prostu chcę żyć tym sportem. Wyniki są zawsze względne. Co znaczy bycie najlepszym? Ja jutro chcę być lepszy, niż jestem dziś. A rywalizacja? Przede wszystkim sam ze sobą. Wyniki z zawodów pokazują tylko, ile jeszcze muszę się nauczyć lub ile już osiągnąłem.
Czy masz jakichś szczególnych rywali, których podziwiasz?
- Bardziej uważam nas wszystkich za „Stunt Family” niż rywali, ale myślę, że moge tutaj wymienić mojego kumpla – Damian „Boju” Bojdoł, który zawsze był krok przede mną jeśli chodzi o „skill”, począwszy od zawodów w Radomsku w 2015 roku. Wygrał z presją, przez wszystkie te lata nie złamał się i nieustannie trenuje. Dobry ziomal, który zawsze służy pomocą i wsparciem.
Jakie środki bezpieczeństwa stosujesz podczas wyścigów?
- Przede wszystkim wyobraźnię. Jeśli uczę się nowych trików to najpierw staram się je zrobić „na sucho” jeśli jest taka możliwość. Jeśli w głowie czuje, że coś umiem, to przekłada się to na rzeczywistość. A z takich standardowych to wiadomo – kask, kurtka, rękawice, nakolanniki. Chociaż w butach zawsze jeżdżę tych które już się nie nadają „na miasto”.
Zdarzyły Ci się poważne wypadki, jeżeli tak to jak sobie z nimi poradziłeś? - W tym sporcie upadki to codzienność. Ale wypadki? Też się zdarzały. Poważne miałem dwa. Pierwszy jeszcze w 2016 roku. Przy około 50km/h „odjechał” mi przód przy wchodzeniu na stopala. Chwile sunąłem po asfalcie, nawet klatka w moto się skrzywiła, ale wstałem, otrzepałem się i pojechałem do domu.
O drugim może lepiej nie wspominać. Powiem tylko, że ok 80kmh, nałożył się na to zbiór kilku nieszczęśliwych czynników i stało się. Tomografia nic nie wykazała. Może trzeba zbadać nogi 🙂
Jakie są różnice między motocyklem drogowym a motocyklem do Stuntu?
- Motocykle przerobione do Stuntu mają na wyposażeniu parę dodatkowych akcesoriów. Przede wszystkim klatka osłaniająca silnik, zabezpieczająca motocykl podczas wszelkich upadków, które są nieodłącznym elementem nauki. Dodatkowy hamulec w ręce, który pozwala oderwać nogi z podnóżków podczas wheelie. Szeroka kierownica czy stelaż za tylnym siedzeniem pozwalający przycierać zadupkiem o asfalt. Często też takie motocykle nie mają owiewek, choć to już zależy od preferencji ridera.
Jakie umiejętności są niezbędne do odniesienia sukcesu w tym sporcie?
- Samodyscyplina, konsekwencja i trochę szczęścia. Tutaj nie ma talentu. Co najwyżej predyspozycje. Wszystko co osiągniesz jest efektem wielu godzin spędzonych na placu.
Jakie są największe wyzwania fizyczne i psychiczne związane z Stunt Ridingiem?
- Psychiczne to na pewno presja. Jeśli nie nakładasz jej sobie sam, to często wywiera ją otoczenie, rodzina… Każdy trening/sezon ma swoją cenę.
A jeśli chodzi o wyzwania fizyczne to siła. Przede wszystkim rąk. Duży motocykl waży ok 200kg, więc po całym dniu jazdy często czuć jakbyśmy przerzucili co najmniej 2 tony węgla.
Jakie masz cele na najbliższe lata? Chciałbyś osiągnąć jakieś szczególne wyniki?
- Przede wszystkim chciałbym żyć tym sportem. Co w tym roku mi się cholernie udaje, w dużej mierze dzięki wspomnianym sponsorom, którym jestem mega wdzięczny. Następnie chciałbym żyć – z tego sportu. Mam plan i ciągle rozwijam swoją ofertę pokazową, która już prezentuje szeroki wachlarz. Chciałbym zapełnić przyszłoroczny kalendarz pokazowy co najmniej jednym wyjazdem w tygodniu. To byłby sukces.
W najbliższym czasie otwieram szkołę jazdy na 1 kole – motocykl spięty z dodatkowym wózkiem. Bezpieczna nauka w kontrolowanych warunkach.
W przyszłym roku chciałbym również wystartować w chociaż jednej rundzie zawodów driftingowych, bo czuje, że po prostu się nadaje. Ale tutaj największym ograniczeniem są finanse. Motywacji i planów jest masę, niestety doba ma tylko 24h, a ja tylko 2 ręce 🙂
Jakie zmiany widzisz w wyścigach motorowych w najbliższej przyszłości?
- Myślę, że globalna elektryfikacja i tutaj da się we znaki, chodź z całego szeregu sportów motorowych, chyba na końcu. Możliwe, że powstanie osobna klasa dla motocykli elektrycznych, które sporadycznie widuje przerobione do Stuntu. Miałem okazje jeździć takim elektrykiem i powiem, że jest to ciekawe doświadczenie. Chętnie w przyszłości postawię takiego pod swoim namiotem, jako dodatkowa atrakcja i urozmaicenie floty.
Jakie nowe technologie mogą wpłynąć na ten sport?
- Już obecnie stosuje się np. koce grzewcze na oponę, które z natury wywodzą się z wyścigów torowych. Myślę, że kwestią czasu jest, aż w motocyklach stunterskich pojawi się elektronika, którą obecnie widzimy w nowych maszynach tj. ABS, kontrola wheelie itp. Tylko to przecież nie o to chodzi…
Jak wygląda Twoja dieta? Jakie produkty są szczególnie ważne dla sportowca takiego jak Ty?
- Na treningu pochłaniam hektolitry wody. Wiosna, lato, czy jesień gorąc potęguje temperatura silnika, do tego trzeba trochę poskakać. Woda czy inne izotoniki to podstawa. Gdzieś w plecaku często znajdzie się jakiś batonik. Jeśli chodzi o jedzenie, nie przykładam do niego szczególnej wagi. Nie liczę kalorii, jem to na co mam ochotę. Na pewno pomijam mrożonki i inne gotowce. Obecnie mamy lato, więc często lubię przegryźć świeży owoc lub niekrojoną sałatkę owocową (banan, jabłko, śliwka jeden za drugim :))
Ogólnie o presji już nam opowiedziałeś, ale jak radzisz sobie ze stresem przed ważnymi wyścigami?
- Przed przejazdem zamykam się w busie sam ze sobą, puszczam Kękę, albo jakiś rock i skupiam nad tym, co mam zrobić. Odcinka od świata i bodźców, których wtedy jest ogrom pozwala się skoncentrować na tym, co ważne. Chociaż najczęściej podchodzę do wszystkiego na luzie.
Co Cię inspiruje? Czy masz jakichś idoli w świecie sportu? - Inspiruje mnie wizja przyszłości. Jestem ciekawy, jak daleko mogę zajść, co mi się uda osiągnąć… Czy uda mi się kiedyś z tego zarobić na życie? Mocno w to wierzę.
Idoli raczej nie mam, jeśli już to muzycznych. Wydaje mi się, że w Stuncie wszyscy inspirujemy siebie nawzajem. Ktoś wymyśli nowy trik – następny podpatrzy, próbuje sam etc.
Twoja pasja jest naprawdę inspirująca, ale czy poza Stuntem są inne zajęcia, które Cię pasjonują?
- Jak wspomniałem interesuję się też Driftingiem. Chciałbym się rozwijać również na tej płaszczyźnie, lecz tutaj potrzebne są jeszcze większe siły i środki, ponieważ jest to znacznie droższy sport.
Robię muzykę, pisze teksty. Mam nagraną swoją płytę rapową, której piosenki wygenerowały ponad 3mln wyświetleń na YouTube. Zapraszam do sprawdzenia – KwecuTV.
Na co dzień prowadzę swój warsztat w Częstochowie przy ul. Wirażowej 71, gdzie naprawiam samochody i motocykle.
Na zakończenie, zdradzisz nam jak spędzasz wolny czas?
- Jak można się domyślić, nie mam go za dużo. Prowadzę swoje socialmedia, na które serdecznie zapraszam: Instagram – kwecutv, fanpage na FaceBooku – Kwecu, kanał na YouTube – KwecuTV.
Bardzo dziękuję za rozmowę i w takim razie życzę powodzenia!
Fot. Arch. Prywatne, Marek Tęcza