Zapraszamy Państwa na obszerny wywiad z Panią Martyną Wabnic – wiceprezes klubu Quick Shot Kickboxing oraz wspaniałym aktorem Markiem Siudymem, który prywatnie mocno wspiera klub i w połowie kwietnia odwiedził Częstochowę.
Życie Regionu: Panie Marku, szerszej publiczności jest Pan znany oczywiście jako doskonały aktor, ale nie wszyscy wiedzą, że ma Pan też dwie wielkie pasje. Są to motocykle oraz konie. Najpierw chciałbym zapytać o tę pierwszą rzecz. Dlaczego właśnie motocykle? Jak zaczęła się ta „miłość”?
Marek Siudym: Nie nazywam tego pasją, jest to dla mnie po prostu najlepszy, najdoskonalszy środek lokomocji. Nie mam żadnej przynależności, żadnej „religii”, jazda motocyklem pozwala mi na szybsze przemieszczanie się i właściwie od tego się zaczęło. W latach 70. Nie każdego było stać na samochód, a motocykl był czymś, co było bardziej osiągalne finansowo. Zaczynałem od takich motorów jak WSK, Junak czy Jawa, potem pojawiły się także japońskie motocykle. Aktualnie jeżdżę Harleyem, bardzo go polubiłem, gdyż jest to motocykl analogowy, który nie wybacza błędów. Bardzo dobrze mi się nim jeździ, ma wysoki moment obrotowy i przede wszystkim pasuje do mojego charakteru. Używam go zarówno do dłuższych podróży, jak i codziennych przejażdżek po mieście, to mój główny środek lokomocji.
ŻR: A jak z kolei narodziła się Pana druga pasja, czyli miłość do koni? Wiem, że to też punkt wspólny z Panią Martyną Wabnic – wiceprezes klubu Quick Shot Kickboxing.
Martyna Wabnic: Tak, jeździectwo to coś, co niewątpliwie nas łączy. Nie można go traktować w kategoriach, tylko sportowych, ponieważ więź z koniem wychodzi poza jakiekolwiek ramy uczuć człowieczych. Samotna przejażdżka na koniu potrafi czyścić głowę, a sam koń jest bardzo wdzięcznym zwierzęciem. Relacja z nim jest bardzo kojąca i uspokajająca.
MS: Świetnie to Martyna ujęła, koń jest po prostu naszym przedłużeniem myśli i tak naprawdę człowiek z koniem stanowią jeden organizm.
ŻR: Zostając w temacie jeździectwa, Pan również jest trenerem i uczy innych jeździć konno.
MW: Z tego właśnie Marka znam, jest wybitnym trenerem, gdyż rozumie zarówno człowieka, jak i konia. Potrafi tak dostosować metody treningu, że nauka idzie dużo łatwiej. Można powiedzieć, że z Markiem spędziłam dzieciństwo, bo wychowałam się na Kabarecie Olgi Lipińskiej, a z kolei pasja do koni towarzyszyła mi od najmłodszych lat. Kupowałam wiele gazet i z każdej z nich wycinałam ludzi jeżdżących konno, między innymi zdjęcia Marka ze swoim koniem.
ŻR: W nieco innych okolicznościach poznał Pan także męża Pani Martyny – Łukasza. Było to przy okazji filmu „Serce do walki”, gdzie zagrał Pan jego trenera. Czy dobrze odnajduje się Pan w śledzeniu sportów walki?
MS: Tak, bardzo temu kibicuję, gdyż ja sam osobiście nie zaznałem takiego prawdziwego trenowania. Aczkolwiek pochodzę z takiej dzielnicy Łodzi, że sztuki walki „trenowaliśmy” praktycznie dzień w dzień na ulicy. To było zawsze nam bliskie, byliśmy dziećmi i nie wszystkich było stać na to, aby trenować wtedy w klubie Gwardia Łódź. My natomiast spotykaliśmy się w różnych miejscach, owijaliśmy ręce ręcznikami i się po prostu biliśmy. Miłość do sportów walki, ale mam też swoje preferencje. Lubię takie sporty, które są określone w jakiś regułach np. kickboxing, ale nie lubię z kolei MMA. Nie lubię jak spoceni faceci leżą przez godzinę na sobie i się wzajemnie okładają. Zdecydowanie wolę sporty w tzw. stójce, może z wyjątkiem zapasów, które też cenię, ale właśnie za to, że są tam określone zasady.
ŻR: Czy mocno wspiera Pan Quick Shot Kickboxing i kibicuje rozwojowi tego klubu?
MS: Oczywiście, że tak. Jesteśmy z Łukaszem bardzo bliskimi kolegami. Od razu było nam po drodze, gdy spotkaliśmy się na planie filmu i wiedziałem, że będzie to bliższa relacja. Robi piękną rzecz i cały czas prężnie się rozwija.
ŻR: Pani Martyno jak wyglądała droga do tego miejsca, w którym teraz jesteśmy?
MW: Zacznę od tego, czym w ogóle jest kickoxing. Sam kickboxing ma aż siedem różnych formuł. My szkolimy w dwóch: light contact oraz full contact, które są bardzo widowiskowe, ale także odbywają się w pełnym zabezpieczeniu. Dlatego też możemy z pełną odpowiedzialnością przyjmować dzieci na treningi, bo zapewniamy im bezpieczne treningi pod okiem wykwalifikowanych trenerów. Rozwój fizyczny to jeden aspekt, ale nam zależy także na tym, aby dbać o rozwój mentalny naszych podopiecznych. Dobry sportowiec to osoba, o którą dba się zarówno na poziomie fizycznym jak i mentalnym – bardzo potrzebny jest tutaj rozwój holistyczny. Można mieć zawodnika, który świetnie wygląda na treningach, jest doskonale przygotowany fizycznie, ale wychodząc do walki, nagle zaczynają do jego głowy wracać demony z przeszłości. Rola trenera w tym wszystkim jest bardzo trudna i ważna, bo jednocześnie jest również mentorem, przyjacielem, osobą, na której można się oprzeć. Sama droga, żeby tutaj dojść była bardzo wyboista, zmagamy się praktycznie cały czas z finansami. Bardzo nam zależy, aby na organizowanej przez nas cyklicznie lidze można było zapłacić zawodnikom godne gaże za walki. W tym roku będziemy świętować siódmą rocznicę założenia tego klubu. Wcześniej działaliśmy już w kickboxingu, ale pod skrzydłami innego klubu, ale w końcu postanowiliśmy otworzyć własny. Jest na pewno trudno, finansowanie tego sportu nie jest duże, a na dodatek ostatnio bardzo popularne stały się freak fighty, które nie mają absolutnie nic wspólnego ze sportem, ale przynoszą ogromne pieniądze.
MS: Tak, to jest według mnie niszczenie sportu, samych wartości sportowych. Teraz jest czas, aby młodym ludziom powiedzieć „nie” i przekazywać im takie wartości jak, chociażby honor. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że to też może wprowadzać ryzyko utraty zdrowia, gdyż w tych walkach często biorą udział osoby, które wcześniej nie miały styczności ze sportami walki.
MW: Mieliśmy od początku duże aspiracje i dalej idziemy w tym kierunku, aby naszych zawodników wychować nie tylko na dobrych kickboxerów, ale także na dobrych ludzi. Nasz rozwój zahamował też dość mocno COVID, bo szkoła, w której trenowaliśmy, nie mogła nam już udostępniać swojej sali. Trenowaliśmy więc w naszym mieszkaniu, tak bardzo nam zależało na dalszym rozwoju klubu. Obecne miejsce jest naznaczone historią, gdyż w tych murach swoje mieszkanie miał znakomity bokser Jerzy Kulej. Jesteśmy bardzo dumni z tej sali, to jest owoc pracy wszystkich ludzi w naszym klubie. Chcemy, aby ludzie czuli się u nas dobrze, bezpiecznie i wiedzieli, że zawsze mogą znaleźć u nas pomoc.
ŻR: 14 czerwca właśnie tutaj odbędzie się kolejna edycja ligi kickboxingu, jak wygląda organizacja takiego wydarzenia?
MW: Tak, to już kolejna edycja. Zaprosiliśmy na galę zawodników innych klubów, chcemy dać możliwość im, jak i oczywiście naszym podopiecznym, aby spróbowali swoich sił w warunkach galowych. Cała gala jest prowadzona zgodnie z regulaminem i zasadami kickboxingu, mamy licencjonowanych sędziów oraz zabezpieczenie medyczne.
MS: Po to też się trenuje, żeby mieć okazję do spróbowania swoich sił z innymi rywalami, w innych warunkach.
ŻR: Dziękuję bardzo Państwu za owocną rozmowę!
MW i MS: Dziękujemy również i pozdrawiamy czytelników „Życia Regionu”.
Fot. Marek Tęcza








