Raków Częstochowa niczym prasa miażdży Koronę.
Raków Częstochowa wrócił do ligowej rzeczywistości z rozmachem, jaki kibice pamiętają z najlepszych lat. W Kielcach częstochowianie rozbili Koronę aż 4:1, prezentując futbol nowoczesny, agresywny i skuteczny. Dla gospodarzy był to wieczór bezradności – dla gości pokaz, że forma z końcówki rundy rośnie z tygodnia na tydzień.
AMORIM SHOW
Od pierwszego gwizdka widać było różnicę w tempie i pewności siebie. Raków wyszedł wysoko, z pressingiem, który momentalnie zepchnął Koronę do defensywy. Już w piątej minucie Oskar Repka zagrał piłkę idealnie w tempo do Adriano Amorima, który wbiegł w pole karne, jak po swoje i huknął pod poprzeczkę. Brazylijczyk, często krytykowany za brak skuteczności, tym razem odpalił rakietę. Błyskawiczne prowadzenie ustawiło spotkanie po myśli Medalików, którzy nie zamierzali odpuścić kielczanom. Agresywna i wysoka gra szybko spowodowała, że częstochowianie poszli za ciosem. W dwudziestej minucie znów błysnął Amorim, tym razem jako asystent. Po rajdzie lewą flanką wyłożył piłkę Jonatanowi Brautowi Brunesowi, a Norweg zachował zimną krew i z kilku metrów, trochę szczęśliwie, bo po interwencji Dziekońskiego, ale umieścił piłkę w siatce, podwyższając wynik na 2:0.
20 MINUT NADZIEI
Raków poczuł się zbyt pewnie, co szybko zostało skarcone przez gospodarzy, co z kolei wybiło rakowiaków z rytmu i zepchnęło do obrony na następne 20 minut. W 25 minucie częstochowianie nadziali się na szybką kontrę gospodarzy. Nikołow urwał się Repce, posłał piłkę w pole karne, gdzie Błanik wyskoczył przed Svarnasa i z woleja wpakował piłkę w prawy róg bramki strzeżonej przez Zycha. Na tablicy wyników pojawiło się niewygodne 1:2.
Korona odżyła i uwierzyła we własne możliwości. Od tego momentu zaczęła grać odważniej. W 32 minucie Piasecki po centrze Podgórskiego uderzył głową tuż nad poprzeczką. Dwie minuty później Struski ratował Raków wślizgiem na linii pola karnego.
Częstochowianie przetrwali jednak napór. W końcówce pierwszej połowy udało się znów dojść do głosu i ostudzić na chwile zapał kielczan. W 42 minucie Fran Tudor huknął z dystansu, ale Dziekoński sparował na rzut rożny. Na przerwę schodziliśmy z wynikiem 1:2, ale z poczuciem, że ten wynik może się jeszcze odwrócić.
CIERPLIWIE I Z ZIMNA KRWIĄ
Po przerwie Korona wyszła w bojowym nastawieniu i wysokim ustawieniu, lecz Raków zareagował dojrzale. Nie dał się wciągnąć w chaos, cierpliwie i pewnie się broniąc. Zespół Papszuna grał w swoim rytmie, krótkimi podaniami, spychając Koronę coraz bliżej własnego pola karnego.
W 57 minucie Rondić trafił w słupek po dograniu Tudora, piłka zatańczyła na linii, ale nikt nie zdążył z dobitką. Chwilę później Brunes po dośrodkowaniu Struskiego strzelił głową, jednak minimalnie obok.
Korona za to stworzyła sobie kolejną szansę na doprowadzenie do remisu. W 67 minucie Wrzesiński znalazł się sam przed Zychem, ale bramkarz Rakowa w kapitalnym stylu obronił nogą. To była kluczowa interwencja w tym meczu i po raz kolejny podbijająca wartość Zycha dla drużyny. Od tego momentu gospodarze opadli z sił, a Raków przejął kontrolę nad grą.
Do DWÓCH RAZY … MAKUCH
Kluczowe okazały się zmiany wprowadzone przez Marka Papszuna. W końcówce na boisku pojawił się Patryk Makuch, który już w 86 minucie powinien zapewnić spokojną końcówkę i pewne zwycięstwo drużynie. Niestety dalej największym atutem Makucha pozostaje szybkość, bo o strzeleckich argumentach ciężko mówić coś dobrego, gdy marnuje się tak znakomite okazje. Makuch po prawie 40-metrowym rajdzie w sytuacji sam na sam trafił w bramkarza. Na szczęście w doliczonym czasie gry Makuch naprawił swój błąd. Po podaniu Secka urwał się obrońcy, wyszedł sam na sam z Dziekońskim i sprytnym przerzutem podwyższył wynik na 3:1. Widać było, jak bardzo Makuch, potrzebował tej bramki. Podobnie, jak Makuch, tak i kibice liczą na to, że ta sytuacja odblokowała go wreszcie strzelecko na dłużej. Chwilę później Diaby-Fadiga wpadł w pole karne i został sfaulowany. Sam pewnie wykorzystał rzut karny, miażdżąc Koronę i ustalając rezultat na 4:1.
WRACAMY DO GRY
Raków wygrał wysoko i całkowicie zasłużenie. Był lepszy w każdym elemencie: szybciej reagował, lepiej budował akcje i imponował pressingiem. Amorim rozegrał najlepszy mecz w barwach częstochowian – strzelił gola i zaliczył asystę – a Brunes i Makuch pokazali skuteczność, której brakowało jeszcze kilka tygodni temu. Korona z kolei wyglądała na zespół pozbawiony energii i pomysłu; poza krótkim fragmentem pierwszej połowy nie potrafiła poważnie zagrozić bramce Zycha.
Zwycięstwo w Kielcach, to trzeci z rzędu triumf Rakowa, który coraz mocniej przypomina drużynę z najlepszych lat. Zespół Papszuna złapał rytm, odzyskał pewność siebie i znów gra z przekonaniem, że może walczyć o najwyższe cele. Jeśli utrzyma taki poziom organizacji gry i skuteczność, kibice w Częstochowie mogą znów mówić o realnym powrocie do walki o mistrzostwo.
Mecz, który miał być testem czerwono-niebiescy zamienili w demonstrację siły, po której awansujemy na 4 miejsce w tabeli. Przed nami przerwa reprezentacyjna, która dla większości piłkarzy Papszuna oznacza zasłużony odpoczynek i regenerację. A później tylko Piast, Rapid, Arka, Śląsk, Gieksa, Zrinjski, Omonia i „wakacje”.
(DB)
Fot. Marek Tęcza
















