ford

Na szlaku piękna i wyzwania. Pasja górskich wypraw

W krainie majestatycznych szczytów, gdzie chmury tańczą nad szczytami, a skały ukrywają historie tysięcy lat, rodzi się pasja do górskich wypraw. Dla wielu góry nie są tylko miejscem, lecz źródłem inspiracji i przestrzenią do odkrywania własnych granic.

O pięknie gór i pasji wypraw górskich, która prowadzi w serce przyrody, gdzie człowiek staje się częścią niezwykłego krajobrazu, a każdy krok jest wyzwaniem i przygodą opowiedziała Małgorzata Iżyńska.

Czym są dla Pani góry?

Góry są światem równoległym, do którego się wybieram, kiedy chcę odpocząć od moich kilku żyć, które prowadzę tutaj w Częstochowie. W górach nie jestem mamą, żoną, radną. Nie chodzę do pracy, nie sprawdzam kalendarza, nie dzwonią do mnie telefony. Jestem pozbawiona wszelkich obowiązków i ciśnień. Góry są zupełnie innym światem, w którym sprawdzam się jako były sportowiec, bo ten element sportowy jest na pewno. Góry to wyzwania – wysokościowe, wydolnościowe… Tam poznaję zupełnie nowych ludzi. Lubię w ogóle wyjeżdżać, zaciągając się na wyprawy z zupełnie obcymi ludźmi, gdzie przez kilka tygodni prowadzę nowe życie.

Jaki szczyt jest Pani największym osiągnięciem?

Na pewno nie brałabym pod uwagę takiej kategorii, że ten szczyt czy tamten jest najważniejszy, bo tak jak kiedyś mój kolega powiedział – znany himalaista – że można czasami na Śnieżkę nie wejść, jak ostro wieje. Chodzi o wysokości, bo to jest takie podniecające, jeżeli się zdobywa kolejne wysokości, np. wejście na przełęcz w Himalajach, która ma 5400 m. Najważniejsze jest to, żeby sobie poradzić, bo są też niższe góry, które stanowią trudność, ponieważ albo np. były trudne technicznie dla niektórych, albo np. wydolnościowo. Ja sama miałam takie przypadki, że prosiłam nogi, żeby szły naprzód. Ja bym uznała za najważniejszą górę taką, którą najmilej wspominam, ten czas, który tam spędziłam.

Zatem w które góry najchętniej Pani wraca?

Najchętniej wracam w nasze Tatry. Tam są najfajniejsze szczyty i przełęcze, tam są Rysy, tam jest Giewont. To są takie miejsca, w których byłam wielokrotnie i one dziwnie mi się nie nudzą. Nie Kilimandżaro, Kazbek, czy Pamir, ale nasze piękne Tatry i cały ten folklor, który tam jest, i ludzie, którzy tam żyją, których znam, moi przyjaciele, to jest właśnie to. Te góry mają dla mnie największą wartość. Chociaż mogę powiedzieć, że jedna z najpiękniejszych gór, które zdobyłam, to był Tienszan, czyli część Pamiru usytuowana w Kirgistanie. Piękne, ośnieżone szczyty, a w dole zielone doliny i pędzące tysiącami dzikie konie. Zresztą nazwa Tienszan oznacza Góra Niebiańska… I rzeczywiście te widoki są niebiańskie. Piękno Himalajów też zachwyca, te kolory nieba, to jest nieprawdopodobne.

Czego uczą góry?

Przede wszystkim pokory. Ja mam pokorę w sobie, ponieważ całe życie byłam sportowcem i idąc w takie wysokie góry, bazuję na wiedzy osób mądrzejszych w tej materii, tych, z którymi jestem. Jestem bardzo otwarta na edukację. Góry uczą też spokoju, bo pajacowanie w dolinach może być śmieszne, ale pajacowanie w górach kończy się wypadkiem, a nawet śmiercią. Tam można się na małym kamieniu poślizgnąć i zlecieć w dół. Trzeba myśleć, co się robi, więc góry na pewno uczą także dyscypliny i szacunku do własnego zdrowia, ale i do zdrowia innych osób. One zmieniają i po powrocie z gór człowiek trochę inaczej funkcjonuje. Mnie osobiście oczyszczają z pewnych rzeczy. Jak się idzie na szczyt noga za nogą, jest coraz wyżej, coraz trudniej się oddycha, to tym bardziej się z nikim nie rozmawia. Więc to nie jest czas na plotki i mielenie ozorem, tylko na przemyślenia. Człowiek sobie dużo rzeczy wtedy w głowie układa. Zwykle po powrocie do domu pomalutku sobie ustalam taki nowy porządek mojego życia. Uczą też dobrej organizacji i ascezy, bo wiadomo – w góry nie zabierze się ze sobą połowy domu, a jedynie podstawowe rzeczy. Człowiek oducza się zbytku, w którym funkcjonuje na co dzień. Po jakimś czasie to mija, trochę się zapomina. Tak czy siak z gór wraca się takim mentalnie czystym, mądrzejszym i dobrze poukładanym. Ja w ogóle mam depresję popowrotowe. Jestem osobą, która tęskni za przygodą i mi tego brakuje.

Kiedy ta pasja się zaczęła?

To do mnie przyleciało, to do mnie nie wiadomo skąd właściwie, bo ja całe życie grałam w siatkówkę, jeździłam konno. Zawsze lubiłam sportowe wyzwania, ale nie chodziłam po górach. Pewnego razu byłam w górach wiosną i bardzo mi się to spodobało. Udzielałam też wywiadu pewnej pani redaktor, która zapytała mnie: jakie jest pani marzenie? Nie wiadomo dlaczego, powiedziałam, że chciałabym zobaczyć ostatni śnieg na Kilimandżaro. I potem wszyscy mnie pytali, kiedy pojadę na to Kilimandżaro. To jest chyba tak, jak w piosence, że niektóre rzeczy przychodzą spoza nas. I myślę, że to była taka dobra podpowiedź losu, bo góry otworzyły nowy rozdział w moim życiu.

Czy zdarzało się Pani zabierać na mniej zaawansowane wyprawy swojej zwierzaki?

Nie. Ja nawet męża tam nie zabieram. Widzę, że na przykład w Tatrach, coraz więcej osób chodzi po górach z psami. I bardzo mnie ten widok raduje. Jednak moje psy są za małe. Koks na swoich 5-centymetrowych łapkach, to gdzie by tam doleciał? Musiałabym go w plecaku nosić. Także nie, nie zabieram zwierząt ze sobą.

Jakie szczyty chciałaby Pani zdobyć w najbliższym czasie?

Na pewno chciałabym zobaczyć drugą część Himalajów, czyli Karakorum i tam się chcę wybrać. Na pewno w te wakacje to nie będzie możliwe, ze względu na inne zobowiązania zawodowe. Na razie planuję, ale jeszcze niekonkretnie. Na pewno będą to bardzo wysokie góry.

Dziękuję za rozmowę.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
LinkedIn

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *