Kolejne spotkanie na własnym boisku i znów bez zwycięstwa. Raków Częstochowa w tym sezonie nie rozpieszcza swoich fanów, szczególnie u siebie. Dziś kibice liczyli na przełamanie, ale to Piast zadał cios w końcówce i zabiera do Gliwic komplet punktów.
Trener Marek Papszun nieco zaskoczył składem. O ile obecność w wyjściowym składzie Rundicia była zrozumiała wobec kontuzji Kamila Pestki, tak trójka ofensywna była już małą niespodzianką. Na szpicy tym razem zagrał Jonatan Brunes, a Patryk Makuch zszedł nieco głębiej.
W pierwszej połowie nie działo się praktycznie nic. Jedynym, niestety przykrym, incydentem wartym odnotowania było przedwczesne zejście z boiska kapitana Rakowa Frana Tudora. Jego miejsce w bloku obronnym zajął Matej Rodin.
Druga część meczu było już odrobinę lepsza. Wejście Dawida Drachala wniosło ożywienie w poczynania czerwono-niebieskich, ale dalej czekaliśmy na konkrety w postaci chociażby celnego strzału na bramkę gości. To udało się dopiero w 82 minucie, gdy z dystansu próbował Berrgren, ale spokojnie obronił to golkiper Piasta.
Wszystko, co najważniejsze, wydarzyło się w doliczonym czasie gry. Po analizie VAR, arbiter główny odgwizdał rzut karny dla przyjezdnych. Do piłki podszedł Patryk Dziczek, ale górą był Kacper Trelowski. Niestety chwilę później po rzucie rożnym najlepiej w polu karnym odnalazł się Michael Ameyaw i Piast wyszedł na prowadzenie, które utrzymał już do końca.